300 proc. – nawet o tyle musiałyby wzrosnąć rachunki za ogrzewanie, żeby spółki ciepłownicze mogły wyjść na „zero”. Cena gazu wzrosła o kilkaset proc., drożeje węgiel i uprawnienia do emisji CO2. Dla wielu ciepłowni najbliższa zima może być ostatnią.
– Tu nie chodzi o brak zysków, czy pieniędzy na podwyżki wynagrodzeń, ale o przetrwanie. Prognozy na ten, a zwłaszcza na przyszły rok są katastrofalne. W wielu przypadkach starty znacząco przekroczą kapitały własne spółek ciepłowniczych, a wówczas będą one musiały ogłosić upadłość – mówi Dariusz Gierek, szef Regionalnej Sekcji Ciepłownictwa NSZZ „Solidarność” w Katowicach oraz wiceprzewodniczący śląsko-dąbrowskiej „S”.
Sytuacja polskiej branży ciepłowniczej od lat nie jest najlepsza. Jeden z głównych powodów to rosnący koszt uprawnień do emisji CO2. Wiosną 2020 roku ten parapodatek wynikający z unijnej polityki klimatyczno-energetycznej wynosił ok. 25 €/t. Obecnie kształtuje się na poziomie ponad 80 €/t. To skłoniło wiele spółek ciepłowniczych do przechodzenia z węgla na gaz. – Trzeba podkreślić, że temu procesowi towarzyszyła też ogromna presja ze strony polityków. Spółki przeprowadziły lub prowadzą ogromne inwestycje w gaz, a cena tego paliwa wzrosła o kilkaset proc. W efekcie zostaliśmy z potwornie drogim paliwem i kredytami zaciągniętymi gazowe inwestycje. To, co miało być lekarstwem na rosnące koszty, może okazać się gwoździem do trumny – wskazuje przewodniczący.
Choć udział węgla w polskim ciepłownictwie spada z roku na rok, wciąż jest to dominujący surowiec w tej branży. . Jak wynika z danych Urzędu Regulacji Energetyki, w 2020 roku 69 proc. ciepła systemowego w naszym kraju wyprodukowane zostało z paliw węglowych. Jeszcze trzy lata wcześniej było to 74 proc. Nie oznacza to jednak, że spółki ciepłownicze, które uniknęły gazowej pułapki, są dzisiaj lepszej sytuacji niż ciepłownie i elektrociepłownie, które zastąpiły węgiel błękitnym paliwem.
Po pierwsze na ich kondycje negatywnie wpływają – wspomniane już – horrendalnie wysokie opłaty za emisję CO2. Po drugie, choć cena węgla rośnie znacznie wolniej niż cena gazu, to jednak jest on coraz droższy. Według danych katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu węgiel dla sektora ciepłowniczego podrożał w ciągu roku o 72,2 proc. W kwietniu za tonę surowca spółki ciepłownicze płaciły średnio 481,63 zł. Trzeba tu jednak pamiętać, że polski węgiel i tak jest obecnie wielokrotnie tańszy od importowanego. Na europejskim rynku tona węgla kosztuje powyżej 320 USD/t, co przy obecnym kursie amerykańskiej waluty daje ponad 1360 zł/t.
Według branżowych szacunków, które przytacza Dariusz Gierek, aby uniknąć strat, spółki ciepłownicze musiałyby podnieść ceny dla klientów indywidualnych nawet o 300 proc. Takich podwyżek nie zaakceptowaliby ani klienci, ani URE, który zatwierdza taryfy ciepłowniom i elektrociepłowniom. – Jesteśmy między młotem i kowadłem. Rozumiemy, że ludzie nie wytrzymają takich podwyżek. Nie możemy też żądać, żeby kopalnie sprzedawały nam węgiel poniżej kosztów – podkreśla przewodniczący RSC. Dodaje, że w jego ocenie jedynym ratunkiem dla sektora ciepłowniczego jest rządowy system wsparcia. – Jeśli chcemy zdążyć przed następnym sezonem grzewczym, rozmowy na ten temat powinny się rozpocząć natychmiast. W innym przypadku już podczas tegorocznej zimy przedsiębiorstwa ciepłownicze zaczną bankrutować, a ludzie będą mieli zimne kaloryfery – przestrzega Gierek.
łk
https://solidarnosckatowice.pl/zimne-kaloryfery-i-bankructwa-cieplowni/